Natalia na skuterze
Rozmowa o pasji i wolności jaką dają jednoślady.
Pisząc do „Swoimi Drogami” mam zawsze zapewnione poczucie niezależności. Nikt mi nic nie karze, nikt niczego nie żąda. Swoboda dziennikarska jest chyba jedną z najcenniejszych rzeczy w tej zabawie. Dlatego kiedy wybieram tematy, to wynikają one z moich własnych przemyśleń, fascynacji, czy spostrzeżeń. Wiem, że mogę bez żadnej presji mówić Wam to, co mi w duszy gra. Czasami jednak temat sam przychodzi, albo nawet przyjeżdża, tak jak stało się to dzisiaj.
Warszawska kawiarnia na Placu Zbawiciela. Jest sobota przed południem, więc nie ma jeszcze za dużo ludzi. Siedzę na zewnątrz, niemal przy samej ulicy. W powietrzu przyjemne ciepło. Początek złotej, polskiej jesieni. Obserwuję motocykle, słucham jak dudnią tłumiki. Przyglądam się skuterom. Coraz więcej się ich pojawia. To dobrze. Ludzie przekonują się do tego środka transportu. Nawet ignorant zauważy, że osoba na jednośladzie to czasami jeden samochód mniej w korku. Pełna symbioza. Sam zaczynałem od małego Piaggio.
W pewnym momencie na chodniku parkuje czarna Vespa. Pięćdziesiątka, zauważam po małej tablicy. Intrygujący jest napis na boku. Skuter jest z wypożyczalni. Dziewczyna, która nią przyjechała jest ubrana normalnie, ale jednak elegancko. Bluzka, spodnie, ponczo, czerwone trampki i duży plecak. Chowa kask do kufra, przeczesuje rękami rude włosy i zaczyna rozglądać się w poszukiwaniu wolnego miejsca. Niestety, albo na szczęście, miejsca nie ma. Jedyne wolne krzesło jest przy moim stoliku. Od jakiegoś czasu zacząłem przyjmować ze spokojem różne zrządzenia losu i przestałem się dziwić rzeczom, które nie powinny się dziać, a jednak się dzieją. Tak samo z tym co zadziać się powinno. Na próżno człowiek czeka i obgryza paznokcie. Wstałem i zaprosiłem dziewczynę na wolne miejsce.
– Witaj, jeżeli nie masz nic przeciwko, to tu jest wolne.
– Jasne, że nie mam. Dziękuję…
Kliknij w obrazek i pobierz.