Diva
Joanna Wojtowicz-Southwood, w skrócie Asia, w niektórych grupach motocyklowych znana jako „Diva”, a w innych „Princess”. Każdy z tych przydomków wiąże się oczywiście z jakąś szaloną historią, z imprezy, czy innego wydarzenia motocyklowego. Bynajmniej nie wynikają z przechwałek, są w pełni zasłużone.
Najpierw była „Diva”. Kiedy tylko zaczęłam jeździć i przybłąkałam się do dobrze zorganizowanej grupy Harley Owners Group, nie wywodząc się wcześniej z motocyklowego środowiska, chciałam być postrzegana, jako hardkorowa motocyklistka, ale bez robienia wszystkich hardkorowych rzeczy. Pewnego razu, gdy wspomniałam o ilości bagażu, który pakuję na tygodniową wyprawę, zapełniając sakwy i dodatkową torbę, ktoś zapytał, czy suszarkę do włosów też zabieram ze sobą. Teraz to może wydawać się śmieszne, ale wtedy byłam zaskoczona pytaniem… Dlaczego w ogóle ktoś zadaje takie pytanie? Oczywiście, że zapakowałam suszarkę! I do tego dwie pary butów! Nawet do głowy nie przyszło mi, że może być coś złego w zabraniu ze sobą szamponu… I oczywiście nawet nie mówcie mi o spaniu w namiocie, na ziemi, na ławce… To po prostu nie dla mnie! Dlatego też wielu moich kolegów z chapteru po prostu przewracało oczami szeptając między sobą: „O Boże, ale z niej paniusia…” i tak właśnie zostałam Divą. Piętnaście lat później, moje pakowanie się na wyjazdy, wygląda zupełnie inaczej.
Więcej w rozmowie przeprowadzonej przez Grzegorza Koguta z Polish Rider Magazine z USA. U nas w majowym wydaniu „iMoto”.