Jak flara, ale do gaszenia.
Kiedy Amerykanie przygotowywali program kosmicznych wahadłowców, jednym z obszarów ich badań było opracowanie skutecznego systemu gaśniczego. Takiego, który nie zaleje wszystkiego pianą i pozwoli szybki dostęp i odbudowę wrażliwych podzespołów elektroniki.
W kosmosie, tak przynajmniej mówią ci, którzy stamtąd wrócili, nie ma żartów. Jak ci się spali komputer odpowiedzialny za powrót z orbity, to masz przechlapane. Na motocyklu jest może trochę łatwiej, ale wiele z wyzwań jest w obu przypadkach podobnych. Poza technologią gaszenia, motocykl okazuje się bowiem pojazdem nieprzygotowanym do przewozu tradycyjnej gaśnicy. Bo, czy widział ktoś z was w życiu gaśnicę przyczepioną do jednośladu. Tradycyjne puszki gaśnicze są zbyt, do tego celu, nieporęczne. Alternatyw zaś brak.
Akurat to ostatnie twierdzenie właśnie traci na aktualności, bo program kosmicznych wahadłowców NASA zostawił po sobie nowoczesną technologię gaśniczą, która ratujące sprzęt (a często i życie) urządzenie zabudowała w opakowaniu nie większym od flary ostrzegawczej. Wiecie, takie sztuczne ognie, które Amerykanie lubią rozrzucać w okolicach zepsutego na autostradzie pojazdu.