Kierować się sercem czy rozumem?
Takie pytanie zadałam sobie jakiś czas temu szukając pierwszego motocykla. Odpowiedź powinna być prosta: rozumem, który wskaże dobrze dobrany, bezpieczny dla niedoświadczonego kierowcy i odpowiedni do zawartości portfela. Dla mnie odpowiedź nie była taka oczywista. Serce krzyczało: “er jedyneczkę!”. Rozum szeptał: “Horneta…”. R1 czy Hornet? Zdecydowałam wysłuchać argumentów obojga podświadomych doradców. W R1 jestem zakochana od małego i jest to motocykl, który zawsze wisiał na mojej ścianie z przeznaczonym dla niego odpowiednim miejscem (a plakatów miałam bardzo dużo). Na sam jego widok dostaję gęsiej skóry, a głos poznaję z daleka. Jego moc i pomruk działa na człowieka podniecająco, powalająco. Jednakże na Yamaszkę mogą pozwolić sobie wybrani, tacy, którzy potrafią ujarzmić to stado 150 koni w silniku. To nie dla mnie. Co jak co, ale przesiąść się z MZ na R1 jest samobójstwem, gwóźdź do trumny jak nic. Z drugiej strony znam siebie dobrze i wiem, że nie potrafię się oprzeć pokusie prędkości. Maszyna jest również ciężka, więc trudno by mi było ją utrzymać, np. w korkach. Zawartość mojego portfela także pozostawiała wiele do życzenia. 20 tysięcy złotych lub więcej to już kupa kasy.
Zakup Horneta
Niewiele brakowało, byśmy z Panią R1 zostały najlepszymi przyjaciółkami na zawsze, ale do akcji musiał wkroczyć zaalarmowany rozum. Zaczął wysuwać po kolei swoje mądre argumenty, przedstawiając mi w pełnym świetle Horneta. Nie jest to nowy sprzęt, który dopiero wszedł na salony. Używany motocykl to dobra alternatywa dla tych, którzy nie dysponują na zawołanie kwotą 40 czy 50 tysięcy złotych. A Horneta sprzed 2003 roku możemy kupić za 10 tysięcy złotych lub nawet mniej. Poza tym motocykl jakoś strasznie szybko nie traci
na wartości z każdym rokiem. Nabyłam egzemplarz z 2001 roku, który charakteryzuje się okrągłym zadupkiem, gaźnikiem i brakiem owiewki. Przy zakupie używanego Horneta warto rzucić okiem na malowanie. Po pierwsze, dobrze by było zaopatrzyć się w czujnik lakieru i sprawdzić nim zadupek oraz bak. Podczas wywrotek i szlifów, to one są najbardziej narażone na uszkodzenia. Brak crash-padów oraz nieobecność naklejek typu „honda” czy „hornet” to alarm dla nas. Sprzęt albo był szpachlowany i malowany albo ktoś się przewrócił i crash-pad uratował pokrywę silnika.
Kliknij w obrazek i pobierz.