Maroko Część II
Kontynuacja relacji z podróży do Maroko.
Najbardziej w Maroku spodobał mi się spokój, jaki tam panuje. Nie zauważam tu pogoni, ani nie odczuwam napięcia tak charakterystycznego dla „naszego świata”. Jeśli chodzi o ruch uliczny, jestem pod ogromnym wrażeniem. Przez pierwszy dzień nie mogłem zrozumieć, na jakich zasadach się to odbywa, dopiero któryś z kolegów wytłumaczył mi to w prosty sposób: – spokojnie, po prostu jedź tam gdzie chcesz jechać, wykonuj wszystkie manewry nienerwowo, bez napięcia, zwracaj oczywiście baczną uwagę na innych użytkowników ruchu, a wszyscy w miarę możliwości zrobią ci miejsce, umożliwiając przejazd.
W drugi dzień zacząłem to stosować i stwierdziłem: – naprawdę genialna sprawa. To tak, jak spacer wśród tłumu, który nigdzie się nie spieszy, donikąd nie pędzi. Po prostu spacer wśród spokojnych ludzi. Jeśli chodzi o światła, z moich obserwacji wynika, że w większych miastach one funkcjonują, a kierowcy przeważnie się do nich stosują. Natomiast w mniejszych miastach, są one raczej dla kolorytu lub podkreślenia rangi miejsca, w którym się znajdują. Są kolorowym dodatkiem, którym nikt się za bardzo nie przejmuje, ale pomimo tego nie jest to przyczyną powstawania korków lub innych zagrożeń. Samochody po prostu sobie jadą, każdy w swoją stronę, ustępując miejsca, przepuszczając się wzajemnie.
Ruch jest zrównoważony i spokojny, bez zagrożeń tak charakterystycznych na przykład dla naszego kraju. Kiedy przestają działać sygnalizacje, u nas dochodzi do kolizji, bo jeden pan miał pierwszeństwo, drugi się spieszył, żaden nie odpuścił… To co tu uderza, to właśnie ten spokój, brak pogoni. Po tych kilkunastu dniach, kiedy wróciłem do Europy, nie mogłem się kompletnie przestawić na to, co do tej pory uważałem za normę. Tu ludzie się spieszą, muszą gdzieś zdążyć, wyszli za późno, byli za długo na spotkaniu i muszą… Muszą…
Dalszą część artykułu znajdziesz w wydaniu Swoimi Drogami.
Kliknij w obrazek i pobierz.