Zapomniana dyscyplina
Od końca lat 20. coraz większą popularność w naszym kraju zdobywały wyścigi motocykli z wózkami bocznymi, z angielska zwanymi sidecarami.
Każdy, kto spróbowałjazdy takim „zestawem” wie, że to zupełnie inne doświadczenie niż jazda motocyklem solo. Prawdziwy szczyt popularności takich zawodów przypadł na koniec lat 40. Wtedy do większości motocykli zdolnych do ścigania przyczepiano wózek boczny i ruszano na start.
Dziś jest to dyscyplina zupełnie zapomniana, ale gdyby dobrze nadstawić ucha na dziadkowe opowieści, można by usłyszeć wiele ekscytujących historii.
Wszystko zaczęło się w latach 20., kiedy motocykle były już na tyle sprawne i silne, że mogły szybko jeździć nawet z wózkami bocznymi. Ktoś, komu znudziły się zwykłe wyścigi motocyklowe, postanowił je utrudnić – wymyślił więc wyścigi sidecarów. Okazało się, że chętnych do rywalizacji nie brakowało. Nasi dziadkowie też lubili wyzwania, adrenalinę i irracjonalne zmagania.Na sukces w takim wyścigu składały się umiejętności kierowcy i wózkarza. Kierowca prowadził motocykl najszybciej jak to było możliwe, a wózkarz (zwany w gwarze motocyklowej „pająkiem”)
balansował na zakrętach tak, aby motocykl się nie wywrócił.
W przypadku jazdy z wózkiem bocznym, w zależności od kierunku zakrętu, występują bardzo mocne siły wypadkowe, powodujące podnoszenie wózka bocznego do góry lub jego odrywanie się od motocykla. Łagodzenie działań tych sił było głównym zajęciem wózkarza. Przed wybuchem II wojny światowej wyścigi sidecarów były już dobrze znane w Polsce. Wtedy ścigano się na różnych motocyklach, choć największą popularnością cieszyły się jednocylindrowe, górnozaworowe motocykle angielskie o pojemnościach skokowych 500 – 600 cm³, z lekkimi szkieletami wózków bocznych.
Dalszą część felietonu znajdziesz w wydaniu Swoimi Drogami.
Kliknij w obrazek i pobierz.