Ostatni wojownik dróg
Kawasaki GPz 750
Chłodne oceny i kalkulacje poszły na bok. Zaplanowałem sobie kiedyś, że kolejny motocykl, który pojawi się w moim garażu będzie posiadał cechy, których brakowało dotychczasowemu. Silnik miał być nadal co najmniej dwucylindrowy, jednak o większej pojemności i osiągach, do tego koniecznie chłodzony cieczą. Za przenoszenie napędu umyśliłem sobie wał Kardana, ewentualnie pas napędowy, w żadnym razie łańcuch. Życie jednak weryfikuje zamiary w dość zabawny sposób.
Przy okazji potwierdziła się raz jeszcze znana prawda, że kupując motocykl raczej bardziej kierujemy się emocjami, mniej zaś logiką. Dawno niewidziany znajomy poprosił mnie, abym pomógł mu dogadać szczegóły zakupu Intrudera. Przesłał mi w tym celu link do znanego portalu z używanymi motocyklami w Niemczech, wiedząc, że od jakiegoś czasu posługuję się na co dzień językiem germańskim. Jeden krótki telefon, szczegóły dogadane. Z nudów zaczynam przeglądać ogłoszenia, bez zamiaru kupowania czegokolwiek. Na razie jest czym jeździć.
Przewijam kolejną stronę, jeszcze jedną…
W pewnym momencie wzrok mój przykuwa znajoma sylwetka. Maszyna prawie „goła”, z minimalną owiewką, kryjącą przed wzrokiem ciekawskich chaos techniczny wiązek kabli i przewodów, idących do deski rozdzielczej i kierownicy motocykla. Maszyna niska, przysadzista, o linii przypominającej charakterystyczną spłaszczone „S” leżące na boku albo… kręgosłup, z charakterystycznymi lordozami i kifozami. Troszkę kanciasta, w stylu lat osiemdziesiątych. Malowany na czarno silnik, żadnych chromowanych ozdobników. W każdym razie motocykl bardzo charakterystyczny.
Kliknij w obrazek i pobierz.