Royal Enfield Dominika „Skury” Kamińskiego
Jeszcze nigdy w dziejach wojen tak liczni nie zawdzięczali tak wiele tak nielicznym. – Winston Churchill
Klucz Spitfire’ów powoli wyłaniał się zza horyzontu. Widać było, że przeżyły ciężkie chwile; rozproszone, niektóre dymiąc z silników ostatkiem sił, nstarały się dotrzeć do upragnionego lotniska. Jeden po drugim kołując, siadały na pasie pod hangarami, koledzy piloci patrząc w niebo liczyli: 1,2,3,4… Nikt nie chciał pierwszy powiedzieć, ilu jeszcze nie doleciało. Minuty przeciągały się w grobowej ciszy, wtem ktoś wskazując palcem krzyknął: „leci”!!! Nisko nad lasem pojawiły się światła; myśliwiec chwiejnym lotem zbliżał się w obłokach dymu, tuż nad płytą wzbił się w górę i jeszcze raz kołując pokazał, że nie ma podwozia. Zawrzało – na pas wytoczyła się sanitarka i straż; kto tylko był w stanie zmierzał do miejsca lądowania. Spitfire powoli obniżał pułap, na ułamek sekundy wszyscy wstrzymali oddech – tępy odgłos gniecionego metalu i ryk gwałtownie zatrzymanego silnika wstrząsnął lotniskiem; samolot ślizgając się bezwładnie zatańczył na pasie i wydając ostatnie tchnienie zarył nosem, po czym zamarł w bezruchu.
Nim ktokolwiek zdążył zareagować, resztki kabiny odpadły; sanitariusze ruszyli, ale pilot – o dziwo – o własnych siłach stanął na ziemi. Z uśmiechem stwierdził: „ubiłem dwóch szkopów”! Ale zaraz odwrócił się w stronę hangaru, jakby o czymś sobie przypomniał i szybkim krokiem oddalił się od samolotu. W hangarze panował półmrok; pilot jakby chcąc przebić go wzrokiem wpatrywał się w jakiś zamazany kształt – im bardziej się zbliżał, tym wyraźniej wyłaniała się sylwetka jego drugiej ukochanej maszyny… Uśmiech pojawił się na czarnej od dymu twarzy; spokojnie, bez pośpiechu wyciągnął papierosa i siadając na siodełku swojego Royal Enfielda, zaciągnął się głęboko dymem.
Kliknij w obrazek i pobierz.